Konstanty Ildefons Gałczyński
Serce przebite strzałą
Życie nas nie złączyło, to nas śmierć połączy,
o, Mario, Mario moja, najwspanialsza nogo!
To cóż, że mąż twój na nas patrzy dosyć wrogo,
niech patrzy, my dziś jeszcze wysiądziemy w Łomży.
Znam tam mały hotelik, cały w dzikim winie,
zowie się «Pod Aniołem», jest schludny, niedrogi,
nocą przez okna widać gwiazdy i obłoki,
a właściciel przepięknie gra na okarynie.
Po przyjeździe natychmiast będzie jajecznica,
pomidory w śmietanie i woda «Zubera»,
jakieś skumbrie, do skumbrii mam klucz, co otwiera —
a potem noc i miłość, i pełnia księżyca.
My umrzemy w piżamach. Rachunek uiszczę,
ogolę się i krzyknę: — O, Mario jedyna,
czujesz? to jesień pachnie jak zła terpentyna;
widzisz? to deszcz oszalał. Słyszysz? to wiatr gwiżdże.
Nad ranem będzie cicho. Pełni jesienności
jeszcze raz pomyślimy o ziemi i niebie,
jeszcze raz popatrzymy na szczotkę i grzebień,
westchniemy, i na wieki umrzemy z miłości.