Konstanty Ildefons Gałczyński
Ballada ślubna
Gdyby nie te guziki, byłby zwyczajny kum
z rękami jak dębczaki i z nosem jak dzwonnica,
orałby czarne pole. A teraz gwar i szum:
— Stangret! Wariat w cylindrze! — piszczy, tańczy ulica.
Gdyby nie uprząż w różach i ta przez rzęsy biel,
pomyśleć teraz można, że ot, stara kareta,
szaleństwo muzealne, a w karecie poeta —
ach, gdyby nie te róże, czapraki i ta biel!
O, gdyby nie ta gwiazda, która upadła w zmierzch,
powiedzieć mógłby człowiek, że się to przyśniło:
nagły zakręt w aleję złotą i pochyłą,
gdzie anioły kamienne posfruwały z wież.
A gdyby nie ten wianek i welon ten, i mirt,
i księżyc twojej twarzy mały, zawstydzony,
mógłbym przecie pomyśleć, żem jest narzeczony,
a tyś jest narzeczona i że to jeszcze flirt.
A może rzeczywiście wszystko się nam przyśniło:
stangret, kareta, wieczór, mój frak i twój tren,
i nasz życie twarde i słodkie jak sen.
Nie byłoby małżeństwa, gdyby nie nasza miłość.